No to się DZIAŁO!!! Czwartek mieliśmy przygotowany na całodzienną wycieczkę do Helu, jednakże niech nie zmyli nikogo cel naszej eskapady. Tym razem wróciliśmy z końca naszego niezwykłego półwyspu, nie widząc nawet przez pół minuty morza! Ale powoli...
07.50 rano a tu żartów nie ma, wszyscy obecni w ośrodku są na rozruchu. Poranna niemal wojskowa zaprawa tym razem przy mocnym wschodnim słońcu. Na trawie słodka wręcz rosa a każda stopa ... bosa. Ależ było miło gdy się po niej chodziło. Czasu nie ma na gadanie, więc śmigamy na śniadanie. Po nim sprzątanie - tu nie odpuszczamy, później plecaków spakowanie i ruszamy na Helu podbijanie. Droga ok, choć łatanie dziur w jezdni jak po marcowej ulewie w środku sezonu tuż za rondem we Władku to gruby żart nawet na początek a nie na koniec... Teleexpress'u. Dojeżdżamy do celu - jest nas już wielu i meldujemy się w Helu. Z nami maluchy z rodziny właścicieli, wesoły autobus. Zaczynamy od drożdżówki i jagodzianki bo dzień będzie długi i wyczerpujący. Dochodzimy z parkingu, gdy w czasach zimnej wojny było biuro przepustek przed wjazdem do miasta, jakieś 500 metrów główną drogą w kierunku Juraty do wejścia na ścieżkę do Muzeum Obrony Wybrzeża a tu pierwsza i od razu NAJWIĘKSZA niespodzianka. Właśnie w nasz szutrowy dukt prosto z głównej asfaltowej drogi wpada z piskiem gąsienic 30-tonowy amerykański czołg! Ale HIT - to słynny SHERMAN! No cóż dni D-DAY HEL 2017 w pełni, stąd też i nasza wizyta. Zaczynamy jednak od Muzeum Obrony Wybrzeża. Fantastyczne miejsce dla całej rodziny na wiele godzin. Świetne ekspozycje usytuowane w środku lasu, a dokładniej w samej Baterii Schleswig-Holstein - Stanowisko Ogniowe B2 oraz wokół niej. Wiele niesamowitych eksponatów, miejsc i pomieszczeń, wszystko jakby żywe i często i sprawne. Stanowisko z polowym prowiantem, grochówka z kuchni opalanej drewnem itp. My zaczęliśmy od wojskowej kolejki szynowej i Muzeum Kolei Helskich. Dziewczyny nawet przejechały się osobiście napędzoną drezyną a m.in. Natan skorzystał z okazji by samodzielnie podnosić i opuszczać kolejowy szlaban. Po powrocie do MOW już zwiedzanie się skończyło. Przeszliśmy 300 metrów pod Stanowisko Bojowe nr 3 tzn. zalesiony znacznie teren a tam wzgórza i wielki bunkier. Byliśmy tam świadkami fascynującej inscenizacji walki sprzed dokładnie 73 lat, tj. 24 VIII 1944 roku pomiędzy wojskami hitlerowskimi a oddziałami francuskimi na zachodnim froncie podczas II Wojny Światowej. Strzały to nic ale wybuchy bomb i wystrzały właśnie z amerykańskiego Sherman'a ciągnęły po sobie niesamowity huk, mnóstwo dymu i falę uderzeniową, którą także my odczuwaliśmy na własnej skórze i całym ciele. Emocji było tak wiele, że biegiem po inscenizacji ruszyliśmy do strzelnicy MOW, w której niemal wszyscy skusili się na strzelanie z Kałasznikowa i amerykańskiego Thompsona! Amunicja plastykowa ale przeżycia za to prawdziwe! Ponadto każdy strzelał do tarcz, a najlepsze dwa miejsca zajęli Julianna i Natan, którzy w nagrodę dostali prawdziwe podwójne oficerskie odznaczenia Wojska Polskiego, które można oficjalnie wpiąć w oba kołnierze koszuli np. na uroczystość inauguracji roku szkolnego lub państwowe święta. Brawo dla laureatów - tylko te dwie osoby trafiły dwukrotnie w "10", z wielu oddanych serii strzałów. Pamiątki wojskowe też dzieci kupiły ale czas był już na obiad. Ów zamówiony był w najsłynniejszej helskiej restauracji - Maszoperia. Do soku wiśniowego ze słomką dodatek - filet z dorsza bez ŻADNEJ ości oraz fajne duże i nie spalone frytki oraz biała świeżutka kapusta w oliwie z marchewką. Tylko dwie osoby kręciły nosem na rybkę a reszta dodała gazu podczas jedzenia - tak dobre to było danie i mówimy to szczerze. No brawo dzieci. Trenerzy okrasili obiad ponadto talerzem zupy rybnej i było po naszemu - na Helu Kaszuby a Kaszuby to ryba. Dzieci ponadto posłuchały jednej z wielu legend o Maszoperii, jednakże chcąc iść na plażę na 30-minutową zabawę zupełnie przypadkowo ktoś zerknął na zegarek. Okazało się, iż za 30 minut zaczyna się parada D-DAY wszystkich wojsk stacjonujących w Helu i okolicach. No nie odmówiliśmy sobie ani tej parady ani lodów ani gofrów na głównej alei, po której miały przejechać niesamowite wojskowe i cywilne auta z lat 40-tych XX wieku. Oj to było niespotykane, a dzieci naprawdę z dużym zaskoczeniem i nie ukrywanym w oczach zachwytem oglądały z najbliższej odległości pojazdy a w nich, jak i na nich - siedzących w ubranych na "tamte lata" wojskowych i cywilów. Jeszcze kilka pamiątek dla rodziny i wracamy do Żelistrzewa. Po kolacji zabawy na boisku i w labiryntach bo dzieci mocno jeszcze pobudzone ale już czas spać niedługo. Już godzina 21.45. Jutro kolejny sparing a jak się da, to jeszcze jedna wycieczka.
Mamy niestety kłopot techniczny z jednym z aparatów, którym robiliśmy fajne fotki,dlatego też dziś tylko częściowa fotorelacja na naszym klubowym fanpage'u a gdy aparat się naprawi, to dodamy w kolejnych dniach pełne foto z dzisiejszego dnia.
Pozdrawiamy serdecznie!